Jest co najmniej pięć powodów dla których stołeczni są pewniakami do zakończenia zmagań ligowych na szczycie tabeli.
Po pierwsze. Choć to banalne, nie można nie zauważyć, że Legia mimo osłabień zimą, ma najmocniejszą i w miarę szeroką kadrę. Oczywiście nazwiska nie grają, ale tacy zawodnicy jak Radović, Ljuboja, Żewłakow czy Wawrzyniak prezentują w tym sezonie naprawdę dobry poziom i wygląda na to że poprowadzą stołecznych do, pierwszego od pięciu lat, mistrzostwa kraju.
Po drugie. Rutynowani zawodnicy mają oparcie w młodych piłkarzach, którzy coraz więcej mają do powiedzenia na boisku. W rundzie wiosennej imponuje szczególnie Rafał Wolski, który potrafił zapewnić zwycięstwo w trudnym meczu z Podbeskidziem, a ostatnio zdobył bramkę na wagę punktu przeciwko GKS-owi Bełchatów. Solidnie kopie również Michał Żyro. W porównaniu z końcem ubiegłego roku słabiej prezentuje się tylko Michał Kucharczyk.
Po trzecie. Legia potrafi się zmotywować na spotkania z trudnymi rywalami. Najbliższy przykład to wyjazdowa wygrana ze Śląskiem. Nawet przegrany dwumecz ze Sportingiem pokazał jakie możliwości ma ta drużyna. Należy także wspomnieć jesienne mecze w Lidze Europy z Rapidem Bukareszt i Spartakiem Moskwa, w których Wojskowi pokazali klasę i co najważniejsze wygrali.
Po czwarte. Dobry trener. Maciej Skorża wie po prostu jak to się robi. Absolwent warszawskiej AWF dwa razy sięgał po mistrzostwo z krakowską Wisłą. Ponadto jest on jednym z najzdolniejszych szkoleniowców w Polsce. Oczywiście czeka go jeszcze dużo pracy i nauki, aby nabrać jeszcze większego doświadczenia (bo wciąż nie wystrzega się błędów), jednak to już zdobyte wystarczy aby nie dać dogonić się rywalom.
Po piąte! Właśnie przeciwnicy. Legii nie ma kto zagrozić. Ale po kolei:
Śląsk miał walczyć ze stołecznymi o majstra, a tymczasem podopieczni Lenczyka zmagają się z własnymi słabościami. W 2012 roku udało im się wygrać tylko jedno spotkanie z walczącą o utrzymanie Cracovią. W bezpośrednim starciu z największymi rywalami polegli 0:4 i to na własnym stadionie, co pokazało Wrocławianom ich miejsce w szeregu.
Polonia już dwa mecze z Legionistami ma za sobą i w tych starciach gracze Jacka Zielińskiego (a może powinienem napisać Józefa Wojciechowskiego?) są na plus. Jednak sytuacja w tym klubie jest, najdelikatniej rzecz ujmując, niezdrowa i nie polepszy się dopóty, dopóki u steru jest wszechwładny J.W. (czyt. Czej vi). O drugim zespole ze stolicy trzeba napisać osobną rozprawkę, bo tutaj po prostu brakuje miejsca.
Waldemar Fornalik zaczął buńczucznie zapowiadać, że Ruch Chorzów na przekór wszystkim sięgnie po tytuł. Nie da się ukryć, że trener Niebieskich zrobił z tą drużyną więcej niż ktokolwiek by się spodziewał, ale nawet vice-mistrzostwo będzie OLBRZYMIM sukcesem ślązaków. Poza tym najtrudniejsze zadanie czeka ich 7. kwietnia, kiedy przyjadą na mecz przy łazienkowskiej – po tej konfrontacji będzie wiadomo dużo więcej.
Przypomnę tylko, że dwa lata temu ten sam szkoleniowiec doprowadził chorzowski klub do trzeciej pozycji na koniec sezonu, dzięki czemu Ruch miał krótką przygodę w eliminacjach do Ligi Europy.
Niewątpliwie trenerskim objawieniem tego sezonu jest Leszek Ojrzyński. 40-letni szkoleniowiec jest już ulubieńcem kieleckich kibiców, a jego Korona traci do lidera tylko 3 punkty. Tylko kto wierzy w mistrzostwo żółcisto-krwistych poza ich kibicami?
Korona gra twardo, nieustępliwie i przede wszystkim skutecznie. Mają bardzo doświadczoną drużynę, złożoną z niechcianych zawodników i tak w kieleckim klubie odradzają się chociażby: Paweł Golański, Jacek Kiełb czy Maciej Korzym.
Trener Ojrzyński tak potrafił poskładać to wszystko do kupy, że ligowe zmagania już jesienią jego ekipa zaczęła z przytupem, ponosząc pierwszą porażkę dopiero w 10. kolejce z poznańskim Lechem. Końcówka poprzedniej rundy nie była tak imponująca, ale w przerwie zimowej baterie zostały naładowane i Korona znów zaskakuje wszystkich.
Trener Ojrzyński tak potrafił poskładać to wszystko do kupy, że ligowe zmagania już jesienią jego ekipa zaczęła z przytupem, ponosząc pierwszą porażkę dopiero w 10. kolejce z poznańskim Lechem. Końcówka poprzedniej rundy nie była tak imponująca, ale w przerwie zimowej baterie zostały naładowane i Korona znów zaskakuje wszystkich.
W ostatniej kolejce kielczanie wybiorą się do Warszawy na spotkanie z Legią, więc może będziemy oglądać bezpośrednią walkę o mistrzostwo w końcowym akcie trzydziestoczęściowej ligi?
Ale zaraz co ja wypisuje za brednie. Z Legią o mistrzostwo ma walczyć Korona czy Ruch? A gdzie najgroźniejsi rywale, czyli Wisła i Lech?
Wystarczy spojrzeć na tabelę – ta dwójka nawet nie zbliży się do Wojskowych.
Nie będę podsumowywał moich wypocin słowami, jaka to nasza liga jest słaba; jaki to wstyd, że mistrzem będzie zespół, który w bezsensowny sposób traci punkty, a i tak przewodzi w tabeli; że Legioniści najzwyczajniej w świecie nie mogą czuć się zagrożeni. Chociaż, ups… właśnie to zrobiłem.