poniedziałek, 12 listopada 2012

Kolejka cudów


Znowu trochę o naszej kopanej. Utarło się stwierdzenie, że w naszej lidze nic nie może nas zaskoczyć, a jednak! Dwie dotychczas niepokonane drużyny utraciły ten status po meczach przed własną publicznością, jeszcze niedawny potentat polskiej piłki nie potrafił sięgnąć po 3 punkty, mimo że większość meczu grał w przewadze, a sędzia, którego miesiąc temu nikt nie chciał widzieć na boiskach ekstraklasy, poprowadził zawody w mistrzowski sposób.


Jagiellonia, która ma olbrzymi kłopot z wygrywaniem w delegacjach przyjeżdża na Łazienkowską i zgarnia komplet punktów. Ale jak zgarnia? W tym meczu nie było żadnego przypadku, Jaga była po prostu lepsza! W końcu kombinacyjna gra wymarzona przez Hajtę doszła do skutku, czego przykładem bramka Dawida Plizgi. Dawno nie widziałem tak dobrze przemyślanej akcji na naszych boiskach! Stołeczni tylko przez kwadrans drugiej połowy zdołali zdominować rywali. Widocznie na tyle czasu zadziałała perora Jana Urbana w przerwie.

Po porażce lidera tabeli jedyną drużyną bez przegranej mógł zostać Górnik, ale nie sprostał on słabemu w tym sezonie Zagłębiu. Tzn. słabemu do tej pory, bowiem w meczu z zabrzanami lubinianie zagrali imponująco. Gospodarze nie mieli żadnego pomysłu jak wyjść spod wysokiego pressingu podopiecznych Pavla Hapala. Wielką przesadą byłoby porównać taką grę do Barcelony, ale takie skojarzenie pierwsze przychodzi mi na myśl. W rolę Messiego wcielił się natomiast, nie kto inny jak Szymon Pawłowski. Skrzydłowy miedziowych ustrzelił dwa gole, dając pewną wygraną swojemu zespołowi. W tej serii gier Zagłębie zrobiło na mnie największe wrażenie.

Cieszę się również z wymęczonego zwycięstwa Polonii w Bielsku-Białej. Od początku sezonu podoba mi się ta ekipa i coraz mocniej trzymam za nią kciuki, choć w stolicy nie jest modne kibicować Czarnym Koszulom.

Wracając do nietypowych wyników – Piast wypunktował Śląska we Wrocławiu. Sam mecz, mimo czterech goli, był, oględnie rzecz ujmując, średni. Gliwiczanie skończyli jednak serię czterech porażek z rzędu. Na razie gracze Marcina Brosza grają sinusoidalnie – dwie przegrane na początek, następnie cztery wygrane, później cztery porażki i teraz zwycięstwo. Wypada więc, aby kolejne trzy spotkania kończyły się zdobyciem pełnej puli przez Piasta.

Nie oprę się także wspomnieć o największym frajerstwie tej kolejki, a być może i rundy, czyli porażce remisowi Wisły w Kielcach. Gospodarze stracili bramkę i Michała Janotę jeszcze w pierwszej połowie. W końcówce meczu sędzia pokazał jeszcze dwie czerwone kartki – po jednej dla Wisły i Korony. Biała Gwiazda nie potrafiła wykorzystać gry w przewadze i skończyło się na golu Macieja Korzyma w doliczonym czasie. Podział punktów w takich okolicznościach jest dla Wisły jak przegrana.

W ogóle nie wiem co się dzieje z tą Wisłą. Na papierze wygląda na silny team, ale na boisku prezentuje się jak zużyty szrot. Najdziwniejsze, że Biała Gwiazda ma przebłyski dobrej gry, ale są to raczej 5-minutowe fragmenty, co jest łyżeczką cukru w beczce goryczy. Myślę, że żaden trener nie postawi Wisły na nogi, trzeba powoli zacząć zmieniać wykonawców. Wydaje się, że zimą może dojść do, kolejnego już, przemeblowania przy Reymonta.

Na koniec jeszcze słowo o arbitrach. W wyżej wymienionym meczu sędziował pan Sebastian Jarzębak i trzeba przyznać, że nie kontrolował meczu, zbyt pochopnie sięgając po kartki. Na drugim biegunie w tej kolejce znalazł się, o dziwo, Adam Lyczmański, który perfekcyjnie prowadził konfrontację Górnika z Zagłębiem. Wielu po meczu Pogoń-Wisła już skreśliła rozjemcę z Bydgoszczy, a on nagle pokazał, że potrafi nie przeszkadzać zawodnikom, a także podejmować słuszne decyzje, nawet w trudnych sytuacjach. Oby tak dalej!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz