Znowu trochę o naszej kopanej. Utarło się stwierdzenie, że w naszej lidze nic nie może nas zaskoczyć, a jednak! Dwie dotychczas niepokonane drużyny utraciły ten status po meczach przed własną publicznością, jeszcze niedawny potentat polskiej piłki nie potrafił sięgnąć po 3 punkty, mimo że większość meczu grał w przewadze, a sędzia, którego miesiąc temu nikt nie chciał widzieć na boiskach ekstraklasy, poprowadził zawody w mistrzowski sposób.
Jagiellonia, która ma olbrzymi kłopot z wygrywaniem w
delegacjach przyjeżdża na Łazienkowską i zgarnia komplet punktów. Ale
jak zgarnia? W tym meczu nie było żadnego przypadku, Jaga była po prostu
lepsza! W końcu kombinacyjna gra wymarzona przez Hajtę doszła do skutku, czego
przykładem bramka Dawida Plizgi. Dawno nie widziałem tak dobrze przemyślanej
akcji na naszych boiskach! Stołeczni tylko przez kwadrans drugiej połowy
zdołali zdominować rywali. Widocznie na tyle czasu zadziałała perora Jana
Urbana w przerwie.
Po porażce lidera tabeli jedyną drużyną bez przegranej mógł
zostać Górnik, ale nie sprostał on słabemu w tym sezonie Zagłębiu. Tzn. słabemu
do tej pory, bowiem w meczu z zabrzanami lubinianie zagrali imponująco.
Gospodarze nie mieli żadnego pomysłu jak wyjść spod wysokiego pressingu
podopiecznych Pavla Hapala. Wielką przesadą byłoby porównać taką grę do
Barcelony, ale takie skojarzenie pierwsze przychodzi mi na myśl. W rolę
Messiego wcielił się natomiast, nie kto inny jak Szymon Pawłowski. Skrzydłowy
miedziowych ustrzelił dwa gole, dając pewną wygraną swojemu zespołowi. W tej
serii gier Zagłębie zrobiło na mnie największe wrażenie.
Cieszę się również z wymęczonego zwycięstwa Polonii w
Bielsku-Białej. Od początku sezonu podoba mi się ta ekipa i coraz mocniej
trzymam za nią kciuki, choć w stolicy nie jest modne kibicować Czarnym Koszulom.
Wracając do nietypowych wyników – Piast wypunktował Śląska
we Wrocławiu. Sam mecz, mimo czterech goli, był, oględnie rzecz ujmując,
średni. Gliwiczanie skończyli jednak serię czterech porażek z rzędu. Na razie gracze
Marcina Brosza grają sinusoidalnie – dwie przegrane na początek, następnie
cztery wygrane, później cztery porażki i teraz zwycięstwo. Wypada więc, aby
kolejne trzy spotkania kończyły się zdobyciem pełnej puli przez Piasta.
Nie oprę się także wspomnieć o największym frajerstwie
tej kolejki, a być może i rundy, czyli porażce remisowi Wisły w
Kielcach. Gospodarze stracili bramkę i Michała Janotę jeszcze w pierwszej
połowie. W końcówce meczu sędzia pokazał jeszcze dwie czerwone kartki – po jednej
dla Wisły i Korony. Biała Gwiazda nie potrafiła wykorzystać gry w przewadze i
skończyło się na golu Macieja Korzyma w doliczonym czasie. Podział punktów
w takich okolicznościach jest dla Wisły jak przegrana.
W ogóle nie wiem co się dzieje z tą Wisłą. Na papierze
wygląda na silny team, ale na boisku prezentuje się jak zużyty szrot.
Najdziwniejsze, że Biała Gwiazda ma przebłyski dobrej gry, ale są to raczej 5-minutowe
fragmenty, co jest łyżeczką cukru w beczce goryczy. Myślę, że żaden trener nie
postawi Wisły na nogi, trzeba powoli zacząć zmieniać wykonawców. Wydaje się, że
zimą może dojść do, kolejnego już, przemeblowania przy Reymonta.
Na koniec jeszcze słowo o arbitrach. W wyżej wymienionym
meczu sędziował pan Sebastian Jarzębak i trzeba przyznać, że nie kontrolował
meczu, zbyt pochopnie sięgając po kartki. Na drugim biegunie w tej kolejce
znalazł się, o dziwo, Adam Lyczmański, który perfekcyjnie prowadził
konfrontację Górnika z Zagłębiem. Wielu po meczu Pogoń-Wisła już skreśliła
rozjemcę z Bydgoszczy, a on nagle pokazał, że potrafi nie przeszkadzać
zawodnikom, a także podejmować słuszne decyzje, nawet w trudnych sytuacjach. Oby tak
dalej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz