W środowy wieczór, niemal w jednym czasie, w lidze
angielskiej zaprezentowali się dwaj polscy bramkarze. Ponadto Artur Boruc i
Wojtek Szczęsny zostali powołani na mecz z Irlandią. Były bramkarz Fiorentiny
dostał jednak nominację z opóźnieniem, a wszystko wskazuje na to, że będzie podstawowym
golkiperem w lutowym spotkaniu reprezentacji.
To wszystko dlatego, że w ostatnim czasie Boruc prezentuje
się dużo lepiej od Szczęsnego. W ostatnim meczu jego Southampton przegrał z
Manchesterem United na Old Trafford 1:2, ale sam „Holly Golly” zagrał
znakomicie. Przy bramkach Wayne’a Rooneya nie miał najmniejszych szans, a
dodatkowo kilka razy ratował swój zespół przed utratą gola, m.in. w nieprawdopodobny
sposób zatrzymał strzał głową Robina van Persiego.
Jak w porównaniu do niego wypadł Szczęsny? Blado. Przy
straconych golach z Liverpoolem (2:2) nie miał zbyt wiele do powiedzenia, ale
jego inne błędy mogły się źle skończyć dla Kanonierów. Drybling we własnym polu
karnym z Danielem Sturridgem, złe obliczenie lotu piłki, niepotrzebne wyjście
za pole karne do Jordana Hendersona – to najpoważniejsze grzechy byłego
zawodnika Agrykoli Warszawa.
Patrząc obiektywnie szansę w meczu z Irlandią powinien
dostać Boruc. Jeżeli tak się stanie, ciekawy jestem jak zareaguje Wojtek. W
ogóle obaj panowie mają podobne charaktery, pytanie tylko, czy będą potrafili
się dogadać? Miejmy nadzieję, że tak.
***
Mecz Arsenalu z
Liverpoolem był nie lada gratką dla kibiców. Dużo emocji, dwubramkowe
prowadzenie gości i odrobienie strat w dwie minuty przez Kanonierów – sól futbolu.
Jako sympatyk Kanonierów muszę jednak zauważyć fatalną postawę w obronie graczy
Arsene’a Wengera. Tak banalne błędy nie
przystoją drużynie, która walczy o udział w Champions League. Luis Suarez robił
z defensywą The Gunners, to samo co w towarzyskim meczu z Polską. Per
Mertesacker przypominał mi Kamila Glika, któremu plątały się nogi. Gdyby tylko
Daniel Sturridge był tak skuteczny, jak Edinson Cavani, Liverpool prowadziłby
znacznie wyżej do przerwy.
Bo w pierwszej połowie The Reds prezentowali się znacznie
lepiej. I największa w tym zasługa właśnie urugwajskiego napastnika. W ekipie z
Anfield Road widać już rękę Brendana Rodgersa, ale jeżeli jego podopieczni nie
zaczną zdobywać tytułów, to dla Suareza zacznie się robić ciasno w mieście
Beatlesów. Ten facet ma papiery na grę w najlepszych klubach świata.
Swoją drogą chciałbym go zobaczyć u boku Radamela Falcao. „Lisek
chytrusek” jest niezwykle kreatywny, a Kolumbijczyk to istna maszynka do
strzelania goli. Takie połączenie w ataku byłoby zabójcze dla rywali.
Wracając do Arsenalu – myślę, że czekają go ciężkie czasy.
Sam nie wiem, czy nie lepiej, żeby w przyszłym sezonie zespół z północnego
Londynu zagrał w Lidze Europy. Ze sportowego punktu widzenia może byłoby to
nawet korzystniejsze, ale prawo rynku jest nieubłagane. Najlepszym przykładem
jest drużyna Liverpoolu. Jak na koniec sezonu 2009/10 LFC zajął dopiero siódmą
pozycję, tak do tej pory nie potrafi awansować do Ligi Mistrzów. Boję się, że z
Arsenalem stałoby się tak samo, tym bardziej, że włodarze Kanonierów, jak i sam
Wenger, to dusigrosze. A w przypadku braku awansu do LM jeszcze bardziej
musieliby przykręcić kurek. Więc na dobrą sprawę sam nie wiem, co jest lepsze. Bo
w takiej formie, w jakiej piłkarze Arsenalu są obecnie, nie są w stanie
rywalizować z najlepszymi zespołami w Anglii.
***
Manchester United takich kłopotów jak Kanonierzy nie ma i
dawno nie miał. Teraz w lidze angielskiej Czerwonych Diabłów czeka seria meczów
ze słabszymi zespołami, ale sam Alex Ferguson podkreślił, że w zeszłym sezonie
przez takie „łatwe mecze”, jego podopieczni stracili szansę na mistrzostwo, bowiem
nagminnie tracili punkty. Słowa szkockiej legendy jakby potwierdziły się w
meczu z Southamptonem, w którym jego gracze męczyli się niemiłosiernie. Przy
odrobinie szczęścia Święci mogli wywieźć z Old Trafford jeden punkt.
Z drugiej strony, gdyby nie Boruc, Manchester mógłby, a
nawet powinien, wygrać wyżej. Niemniej Red Devils mają tę umiejętność, że
potrafią wygrać brzydko. I o tym Ferguson też wspominał. Są mecze kiedy jego
zawodnicy nie muszą grać ładnie, ale mają obowiązek zgarnąć pełną pulę. Jestem
przekonany, że United zachowają koncentrację do końca rozgrywek i będą cieszyć
się z kolejnego mistrzostwa Anglii. Niestety.
***
Jeszcze słówko o Gran Derbi. Remis na Estadio Santiago
Bernabeu w moim odczuciu jest sprawiedliwy i w pełni oddaje przebieg meczu. Z
drugiej strony to samo można by stwierdzić, gdyby któraś drużyna minimalnie
wygrała. Przed rewanżem taki rezultat jest naturalnie lepszy dla Blaugrany, ale
coś mi się zdaje, że Real sprawi niespodziankę.
W ogóle nigdy nie lubiłem Królewskich, ale cholera...
imponuje mi Mourinho, a właściwie drużyny grające pod jego batutą. Real w GD
zagrał z zębem i to było dla mnie piękniejsze, niż finezyjna gra Barcy.
Zakup Michaela Essiena był strzałem w dziesiątkę. Ghańczyk u
Mou gra znakomicie i to w dodatku nie na swojej pozycji. Brawa należą się także
młodemu Raphaelowi Varane'owi, który grał pewnie w obronie, a ponadto dołożył
trafienie na wagę remisu.
Czy pierwsze Gran Derbi w tym roku rozczarowały? Moim zdaniem
nie. W ogóle nie przeszkadzało mi to, że nie był to pojedynek na gole między
Ronaldo a Messim. Nawet lepiej się stało, że ci zawodnicy nie odegrali
pierwszoplanowych ról. To pokazuje, że jednak nie wszystko zależy od nich…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz