Mimo dotarcia do finału byli krytykowani za styl w jakim
to osiągnęli. Jestem pewien, że jutro tytuły prasowe na całym świecie będą
rozpływać się nad grą La Roja.
źródło foto: sport.pl
Squadra Azzurra nie
mogła znaleźć żadnego sposobu na powstrzymanie rywali w defensywie, bo w ataku kilka
szans na zdobycie chociaż honorowego gola miała – najbliżej był Antonio Di Natale na początku
drugiej połowy. Pechem Italii była też kontuzja Thiago Motty, kiedy wyczerpane
zostały już wszystkie zmiany.
Nie
zmienia to faktu, że Espana zasłużyła
na zwycięstwo w pełni, będąc najlepszą drużyną nie tylko w finale, ale także w
przeciągu całego turnieju. Najbliżej ich poziomu byli Portugalczycy, którzy,
mimo olbrzymiej renomy, byli rewelacją polsko-ukraińskich mistrzostw.
Finał rozczarował
zadziwił tym, że był jednostronny, a bramki zdobywali wyłącznie piłkarze
urodzeni na Półwyspie Iberyjskim. 4:0 także mówi samo za siebie.Takiego pogromu nie było w żadnym finale ME i MŚ!
Czego
mi zabrakło na tych mistrzostwach? Oprócz Polski i Holandii w ćwierćfinale, nie
doczekaliśmy się jednego, bezapelacyjnego króla strzelców. Po 3 bramki
strzeliło aż sześciu zawodników! Najbliżej zwycięstwa w tej klasyfikacji był
Fernando Torres, który trafił do siatki w finale, mógł też ukłuć po raz drugi,
ale zachował się bardzo przytomnie i wyłożył futbolówkę na pustą bramkę Juanowi
Macie. Gdyby El Nino zachował się
samolubnie i sięgnął po tytuł najlepszego strzelca, byłoby to o tyle dziwne, że
głównie pełnił rolę zmiennika na Euro 2012. W pierwszej jedenastce wybiegł
tylko w meczu z Irlandią (z którą na dobrą sprawę strzelił dwa gole).
Reasumując
całe mistrzostwa pod względem sportowym,
były one bardzo udane. W meczach fazy grupowej zawsze padały gole, a w
sumie doczekaliśmy się tylko dwóch bezbramkowych remisów w regulaminowym czasie
gry (Anglia-Włochy, Hiszpania-Portugalia). Nie było wprawdzie niespodzianki i
główny faworyt zwyciężył. Ale taki jest sport- wygrywają ci, którzy mają duże
umiejętności, są konsekwentni i skuteczni. Taka właśnie była reprezentacja
Vicente del Bosque.
Jeżeli
chodzi natomiast o samego trenera przechodzi on do historii jako najbardziej
utytułowany szkoleniowiec w historii. Tak samo jak i jego drużyna, choć ten
wspaniały marsz w 2008 roku na boiskach Austrii i Szwajcarii zaczął jeszcze
Luis Aragones.
Hiszpania
niewątpliwie jest najlepszą drużyną jaką dane było mi oglądać. Trudno mi ją
porównywać z przedwojenną jedenastką Vitorio Pozzo z Giuseppe Meazzą w
składzie, złotą kadrą Węgierską z Ferencem Puskasem, czy zabójczo skuteczną
Brazylią Pelego. Reprezentacje od lat 70 znam chociaż z zapisów wideo i uważam,
że obecna La Furia Roja przewyższa Holandię z Johanem Cruyffem, a nawet
Argentynę z Diego Maradoną.
Zresztą sukcesy mówią same
za siebie. Nikt nie dokonał jeszcze tego co Hiszpania, więc można śmiało zaryzykować
tezę, że jest to najlepsza drużyna w ogóle! Mimo że nie sympatyzuję z nią,
klasę docenić muszę. Nie wierzyłem w graczy del Bosque przed finałem, a ci
szybko sprowadzili mnie na ziemię. Po prostu rozłożyli mnie na łopatki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz