sobota, 30 czerwca 2012

Już tylko jeden mecz...


Hiszpania – Włochy. W wielkim finale polsko-ukraińskiego czempionatu będziemy mieli powtórkę z meczu inaugurującego zmagania w grupie C. Po równo trzech tygodniach obie reprezentacje jeszcze raz wybiegną naprzeciwko siebie.

Pozytywnym zaskoczeniem tego turnieju są Włosi, którzy zadziwiają rozsądkiem i zmysłem taktycznym w swojej grze. Apogeum wybornego rozpracowania rywala był półfinałowy mecz z Niemcami. Cesare Prandelli odrobił pracę domową, ale to nie jemu należą się największe laury. To piłkarze, wykonawcy jego strategii, są bohaterami.

Najlepsze co zrobił włoski szkoleniowiec, to wybór Balotellego do pierwszego składu, dając mu wyłącznie zadania ofensywne. Napastnik The Citizens miał wielką swobodę w grze do przodu i  praktycznie żadnych obowiązków w obronie. Ale oprócz niego, fantastycznie zagrała cała linia pomocy.

W ataku prawie nie było widać Daniele De Rossiego, ale ten facet wykonał kawał czarnej roboty w tym spotkaniu. Klasą dla siebie, po raz kolejny, był Pirlo. Jego gry nie trzeba nawet opisywać. To jest piłkarz, który powinien otrzymać miano MVP całego turnieju, niezależnie od wyniku finałowego starcia. Jeżeli tak będzie, porozpływam się nad jego umiejętnościami w osobnym poście po Euro. Montolivo trochę się gubił pod atakowanym polem karnym, ale asysta przy bramce Super Mario – palce lizać. Marchisio natomiast miał rozregulowany celownik, bo powinien ukłuć przynajmniej dwa razy!


Hiszpanie z kolei grają w swoim stylu. Stylu, który w większości znudził się piłkarskim obserwatorom. Pykają tę piłeczkę, grają w chińczyka z rywalami, w końcu zadają jeden cios i dalej utrzymują się przy piłce. Trochę to monotonne, chociaż w meczu z Portugalią, dopiero w dogrywce potrafili totalnie zdominować rywala. Po 90 minutach procent posiadania futbolówki był na styku, a Seleccao mieli nawet więcej okazji do zdobycia gola.

W dodatkowych trzydziestu minutach piłkarze La Furia Roja przeważali, choć nie potrafili udokumentować wyższości nad rywalem. W konkursie jedenastek zwyciężyli w pełni zasłużenie i jako pierwsi zameldowali się w finale.

Czy w jutrzejszym meczu w Kijowie Włosi mają szansę przeciwstawić się mistrzom Świata i Europy? Moim zdaniem tak. Najwięcej będzie zależało od postawy Iniesty i Pirlo, ale to nie oni zadecydują o wyniku spotkania. Jestem pewien, że ta dwójka zagra na swoim najwyższym poziomie, a o zwycięstwie zadecydują zawodnicy, którzy będą potrafili wznieść się blisko ich pułapu. Szanse w tym pojedynku oceniam 50 na 50. Biorąc pod uwagę mecze na tych mistrzostwach, konfrontacja finałowa nie ma faworyta. Zadecyduje dyspozycja dnia i łut szczęścia.

P.S. Niemcy zawiedli na całej linii, ale dzięki ich porażce obejrzymy inny od oczekiwanego mecz finałowy. Na wysokim poziomie w ekipie Czarnych Orłów zagrał Mesut Oezil, który był silnikiem wszystkich groźnych ataków pod bramką Buffona. Najbardziej zawiedli Podolski, Schweinsteiger i przede wszystkim Badstuber – obrońca Bayernu fachowo kopał się po czole w półfinałowej batalii.

Na laurkę zasługuje z kolei drużyna Portugalii. Im kibicowałem najbardziej spośród grona półfinalistów i, mimo porażki, nie zawiedli mnie. Bardzo skutecznie w całych mistrzostwach grała trójka pomocników, która zdominowała środek pola. Najlepiej z nich wypadł Joao Moutinho. Jego nazwisko może być najgorętszym na rynku transferowym tego lata, a wydaje się, że niemal na pewno opuści ligę portugalską.

Jak pokazała jednak dogrywka Portugalczykom jeszcze trochę brakuje do swoich sąsiadów. To nie jest moment, w którym Cristiano Ronaldo może wznieść puchar Henri Delaunay’a. Może za dwa lata w Brazylii drużyna będzie dojrzalsza i najdroższy piłkarz świata udźwignie najbardziej prestiżowe trofeum na świecie?  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz