wtorek, 28 sierpnia 2012

Ugrzęźniemy w mule!?


Piękne stadiony, wzorowa organizacja Euro, rozbudowa infrastruktury i co? T-Mobile Ekstraklasa miała być w tym sezonie atrakcyjnym produktem dla kibiców, tymczasem nowoczesne obiekty zapełniają się co najwyżej w połowie. Ale teraz o czym innym. Wziąłem pod lupę poziom sportowy naszej ligi i ani Kolumbem, ani Magellanem nie zostałem…

źr. foto: photo.bikestats.eu

Druga kolejka Ekstraklasy nie dała mi żadnych złudzeń. Polska piłka coraz głębiej tonie. Jak tak dalej pójdzie niedługo zobaczymy ją na samym dnie. Może to i lepiej. Od dna można się chociaż odbić. Gorzej jak trafi na muł.

Rów Mariański

Ten sezon Ekstraklasy z pewnością będę śledził od deski do deski. Zamiast zachwycać się rarytasami z ligi angielskiej, oglądać muszę naszą kopaninę, ale cóż, takie życie. Obserwując sobotnią konfrontację Arsenalu ze Stoke (bezbramkowy mecz i niewiele sytuacji strzeleckich) mogłem się przekonać jaka przepaść dzieli nasz piłkarski kraj od Europy. W niedzielny wieczór natomiast znalazłem czas na przypatrzenie się dwóm najlepszym hiszpańskim drużynom. To są już lata świetlne!

Real na własne życzenie przegrał z Getafe, a Barcelona długo nie mogła strzelić gola Osasunie. Ponadto Valencia zremisowała z beniaminkiem z La Corunii. Przed rokiem narzekano, że dwie drużyny zdominowały tamtejsze rozgrywki. Początek tego sezonu pokazał, że może być inaczej. Na Półwyspie Iberyjskim poziom się równoważy. Słabsi starają się dogonić najlepszych, chcą pozbawić supremacji wielką dwójkę.

A w Polsce? Oczywiście poziom też się wyrównuje. Tylko nie w tę stronę co trzeba. Przykład pierwszy z brzegu – postawa Ruchu Chorzów. Wicemistrzowie Polski dostali po dupie od Widzewa, a przecież Łodzianie mieli bić się o utrzymanie! No coś tu chyba jest nie tak, skoro drugi zespół poprzedniego sezonu i finalista krajowego pucharu, który na dodatek dokonał największych wzmocnień latem, przegrywa dwa pierwsze spotkania i ma bilans bramkowy 0-6!

Wyłuskane pozytywy

Największymi wygranymi początku rozgrywek (z wyjątkiem Legii, o której później) są właśnie zespoły, na których większość kibiców stawiała krzyżyk. Najdobitniejszym przykładem jest RTS. Radosław Mroczkowski wykorzystuje potencjał ludzki jakim dysponuje do maksimum. Już w zeszłym sezonie 45-letni szkoleniowiec dał się poznać jako dobry i, co ważniejsze, rozsądny fachowiec, mierzący siły na zamiary. Oczywiście Widzew nie będzie się liczyć w walce o europejskie puchary, odległa wydaje się także perspektywa górnej połowy tabeli na koniec sezonu, ale 6 punktów po dwóch kolejkach, w starciach z mistrzem i wicemistrzem kraju, to świetna pozycja wyjściowa dla zespołu wojującego o ligowy byt!

Jeżeli chodzi o drugą serię gier, to najlepszy mecz odbył się chyba w Warszawie, gdzie Polonia podejmowała Lecha. Moim skromnym zdaniem te dwie ekipy będą walczyć o podium. Po tym co wszystkie zespoły zaprezentowały w dwóch kolejach, wydaje mi się, że w pierwszej czwórce na koniec sezonu znajdą się Legia, Lech, Wisła i Polonia (kolejność nie do końca przypadkowa).

Poloniści i tak są już wielkim wygranym tego sezonu. Po zmianie właściciela wydawało się, że kibice Czarnych Koszul chodzić będą na spotkania B-klasy, a ich licencję na grę w Ekstraklasie przejmie GKS Katowice, ukochany klub nowego szefa KSP. Ostatecznie wszystko zakończyło się szczęśliwie dla stołecznych i Ireneusz Król przeniósł się do Warszawy. Już wiadomo, że nowy prezes nie jest tak narwany jak Józef Wojciechowski, cele na sezon też są inne, więc Piotr Stokowiec może spokojnie budować drużynę. W sumie trener Polonii ma niezłą kadrę, a niedawno zespół zasilił jeszcze były obrońca Betisu Sewilla José Isidoro Gómez Torres. 26-letni Hiszpan w zeszłym sezonie zagrał we wszystkich ligowych meczach swojego zespołu, więc jako takie pojęcie o kopaniu okrągłego przedmiotu ze skóry mieć musi.

Nieźle na początku sezonu prezentuje się również Podbeskidzie. Bielszczanie mają bardzo wąskie pole manewru, a mimo to Robert Kasperczyk całkiem zgrabnie układa zawodników na boisku. Szkoleniowiec Górali wyciągnął z okręgówki Kamila Adamka, który już w debiucie na najwyższym szczeblu rozszarpywał obronę krakowskiej Wisły. 23-letni zawodnik, z racji wieku, oszałamiających sukcesów już pewnie nie osiągnie, ale ma szansę stać się solidnym ligowcem. Na razie zagrał jednak jeden mecz na takim poziomie, więc należy dać mu trochę czasu.

Indywidualności

Po stronie plusów początku naszych rodzimych rozgrywek zapisałbym jeszcze kilku ciekawych zawodników, którzy indywidualnie prezentują niezły poziom. Na przykład Abdou Razack Traore z Lechii. Może nie ma on  zmysłu taktycznego, ale za to prezentuje wysublimowane umiejętności techniczne, którymi dorównuje nawet Maorowi Meliksonowi.Gracz z Burkina Faso w ostatnim meczu zabawiał się z obrońcami Pogoni Szczecin, jak z dziećmi na podwórku pod blokiem. Z tym że Razack nie jest Polakiem i nie pomoże wydanie naszej piłce. Kogo więc wyróżnić z futbolistów urodzonych między Odrą a Bugiem?

Na ustach wszystkich jest 18-letni Arkadiusz Milik. Ten młodzian w dwóch meczach strzelił po jednej bramce. Z resztą już w tamtym sezonie obwołano go nadzieją polskiego futbolu. Tylko ilu już takich mieliśmy i ilu się zmarnowało. Chuchajmy na zimne.

Pamiętam Marcina Burkhardta w Amice. Talent czystej wody. Do dziś z tyłu głowy został mi wywiad z 19-letnim, bajecznie zapowiadającym się zawodnikiem (niedokładny zapis, ale zachowujący sens):
- Marcin opowiedz ile należy poświęcić, żeby grać w piłkę.
- Bardzo dużo. Mam 19 lat, koledzy chodzą na piwo, wyciągają mnie na imprezy, a ja odmawiam. Wiem, że na drugi dzień mam trening. Wszystko podporządkowuje futbolowi.

Myślałem wtedy: Boże, jaki poukładany chłopaczyna. Ale co było potem? Jeszcze dwa dobre sezony we Wronkach i transfer do Legii. Marcin nie poradził sobie z nocnymi pokusami stolicy. Taki profesjonalista. Może jednak lepiej mógł wyszaleć się za młodu? Teraz już się tego nie dowiemy. Po rozstaniu z Legią Burkhardt błąkał się po Szwecji, miał epizod ukraiński, później wydawało się, że choć trochę odbuduje się w Jagiellonii, po czym wylądował w Simurgdzie Zagatala. To gdzieś w Azerbejdżanie. Podobno.

Analogiczna sytuacja miała miejsce z Sebastianem Milą, któremu Groclin do ręki dawał tylko pieniądze na jedzenie (bo mieszkanie dostał od klubu), a resztę odkładał na konto młodego blondaska. Tak przynajmniej nieśmiało chwalił się 20-letni wówczas Mila. Później wszyscy wiemy jak było. Różnica między nim a Burkhardtem jest taka, że obecny kapitan Śląska po nieudanych austriacko-norweskich wojażach wrócił z podkulonym ogonem i ponownie został gwiazdą ligi.

Więc spokojnie z tym Milikiem. Idealnie byłoby gdyby napastnik Górnika wziął przykład z Lewandowskiego, który miał to szczęście, że jego kariera rozwijała się harmonijnie. Duża w tym zasługa Cezarego Kucharskiego. Co by nie mówić były gracz Legii poprowadził swojego klienta wspaniałą ścieżką kariery. Jak na polskie warunki, wręcz galaktyczną.

A propos polskich warunków. Czy nie znudziło wam się mówienie cały czas: „ale walczyli”, „pokazali się z niezłej strony”, „zagrali dwie fajne połowy na turnieju”, „ślicznie podryblował”. Tylko co z tego, jak i tak dostajemy wciry? To nie jest moje autorskie odkrycie, mówił już o tym chociażby Mateusz Borek, ale trzeba podkreślić to grubą kreską. Wymagajmy od piłkarzy wyników, a nie fragmentów dobrej gry!

Niestety taka jest rodzima liga. Czasami ktoś fajnie „pokiwa”, czasami wyjdzie jakaś składna akcja na jeden kontakt, ale na Boga, żadna polska ekipa nie potrafi przeprowadzić skutecznego ataku pozycyjnego! Przypomnę, że aby w ogóle mówić o ataku pozycyjnym zawodnicy muszą wymienić między sobą 7 podań, a np. Widzew w rundzie jesiennej poprzedniego sezonu nie zrealizował ani jednego wolnego natarcia na połowie przeciwnika! Cały wywód zmierza do tego, żeby wyjaśnić z jakiego powodu piszę o polskich warunkach. To jest zatrważające, że musimy pocieszać się tylko pojedynczymi sytuacjami. Ale co innego nam pozostało? Możemy jeszcze serdecznie wypiąć się na ten syf, co wielu moich znajomych już dawno uskuteczniło.

Wracając do porównania polskiej ligi z hiszpańską i angielską, to jest ono co najmniej niestosowne. Wystarczy spojrzeć na rywalizację naszych eksportowych zespołów w eliminacjach do europejskich pucharów, żeby zobaczyć w którym miejscu stoimy, a właściwie w którym kierunku cofamy się. Nasze kluby nie mogą poradzić sobie ze Szwedami, Czachami, o Niemcach już nie wspominając.

Obecnie nie ma w Polsce zespołu, który mógłby zagrozić Legii, mimo iż ta przegrała w Superpucharze Polski ze Śląskiem. Legioniści dają także jedyną nadzieję na reprezentowanie potomków legendarnego Lecha w LE. Tylko żeby to uczynić podopieczni Jana Urbana muszą pokonać na wyjeździe Rosenborg Trondheim. Jeżeli tego nie zrobią nasz futbol już nie palcami, a całą stopą ugrzęźnie w mule. Przynajmniej na rok...

W następnym poście skupię się na przyczynach takiego stanu rzeczy, a raczej nad tym co można zrobić, żeby wyjść z tego bagna. Od razu uprzedzam - Ameryki znowu nie odkryję...

1 komentarz:

  1. Dlaczego zachwycamy sie że ktoś ładnie zadryblował lub ladnie podał albo ładnie powalczył o piłke? Bo oglądając mecz przez 90 minut i dosłownie nie da się tego oglądac, to chwalimy pilkarzy za coś co w innych ligach jest niezauważalne . Tylko w naszej lidze są tak idiotyczne komentarze i to nie wina komentatorów, to wina naszej ligi , poziom poniżej mułu:)

    OdpowiedzUsuń