sobota, 30 czerwca 2012

Już tylko jeden mecz...


Hiszpania – Włochy. W wielkim finale polsko-ukraińskiego czempionatu będziemy mieli powtórkę z meczu inaugurującego zmagania w grupie C. Po równo trzech tygodniach obie reprezentacje jeszcze raz wybiegną naprzeciwko siebie.

Pozytywnym zaskoczeniem tego turnieju są Włosi, którzy zadziwiają rozsądkiem i zmysłem taktycznym w swojej grze. Apogeum wybornego rozpracowania rywala był półfinałowy mecz z Niemcami. Cesare Prandelli odrobił pracę domową, ale to nie jemu należą się największe laury. To piłkarze, wykonawcy jego strategii, są bohaterami.

Najlepsze co zrobił włoski szkoleniowiec, to wybór Balotellego do pierwszego składu, dając mu wyłącznie zadania ofensywne. Napastnik The Citizens miał wielką swobodę w grze do przodu i  praktycznie żadnych obowiązków w obronie. Ale oprócz niego, fantastycznie zagrała cała linia pomocy.

W ataku prawie nie było widać Daniele De Rossiego, ale ten facet wykonał kawał czarnej roboty w tym spotkaniu. Klasą dla siebie, po raz kolejny, był Pirlo. Jego gry nie trzeba nawet opisywać. To jest piłkarz, który powinien otrzymać miano MVP całego turnieju, niezależnie od wyniku finałowego starcia. Jeżeli tak będzie, porozpływam się nad jego umiejętnościami w osobnym poście po Euro. Montolivo trochę się gubił pod atakowanym polem karnym, ale asysta przy bramce Super Mario – palce lizać. Marchisio natomiast miał rozregulowany celownik, bo powinien ukłuć przynajmniej dwa razy!


Hiszpanie z kolei grają w swoim stylu. Stylu, który w większości znudził się piłkarskim obserwatorom. Pykają tę piłeczkę, grają w chińczyka z rywalami, w końcu zadają jeden cios i dalej utrzymują się przy piłce. Trochę to monotonne, chociaż w meczu z Portugalią, dopiero w dogrywce potrafili totalnie zdominować rywala. Po 90 minutach procent posiadania futbolówki był na styku, a Seleccao mieli nawet więcej okazji do zdobycia gola.

W dodatkowych trzydziestu minutach piłkarze La Furia Roja przeważali, choć nie potrafili udokumentować wyższości nad rywalem. W konkursie jedenastek zwyciężyli w pełni zasłużenie i jako pierwsi zameldowali się w finale.

Czy w jutrzejszym meczu w Kijowie Włosi mają szansę przeciwstawić się mistrzom Świata i Europy? Moim zdaniem tak. Najwięcej będzie zależało od postawy Iniesty i Pirlo, ale to nie oni zadecydują o wyniku spotkania. Jestem pewien, że ta dwójka zagra na swoim najwyższym poziomie, a o zwycięstwie zadecydują zawodnicy, którzy będą potrafili wznieść się blisko ich pułapu. Szanse w tym pojedynku oceniam 50 na 50. Biorąc pod uwagę mecze na tych mistrzostwach, konfrontacja finałowa nie ma faworyta. Zadecyduje dyspozycja dnia i łut szczęścia.

P.S. Niemcy zawiedli na całej linii, ale dzięki ich porażce obejrzymy inny od oczekiwanego mecz finałowy. Na wysokim poziomie w ekipie Czarnych Orłów zagrał Mesut Oezil, który był silnikiem wszystkich groźnych ataków pod bramką Buffona. Najbardziej zawiedli Podolski, Schweinsteiger i przede wszystkim Badstuber – obrońca Bayernu fachowo kopał się po czole w półfinałowej batalii.

Na laurkę zasługuje z kolei drużyna Portugalii. Im kibicowałem najbardziej spośród grona półfinalistów i, mimo porażki, nie zawiedli mnie. Bardzo skutecznie w całych mistrzostwach grała trójka pomocników, która zdominowała środek pola. Najlepiej z nich wypadł Joao Moutinho. Jego nazwisko może być najgorętszym na rynku transferowym tego lata, a wydaje się, że niemal na pewno opuści ligę portugalską.

Jak pokazała jednak dogrywka Portugalczykom jeszcze trochę brakuje do swoich sąsiadów. To nie jest moment, w którym Cristiano Ronaldo może wznieść puchar Henri Delaunay’a. Może za dwa lata w Brazylii drużyna będzie dojrzalsza i najdroższy piłkarz świata udźwignie najbardziej prestiżowe trofeum na świecie?  

poniedziałek, 25 czerwca 2012

CR7 gotowy na sukces?!


Znamy 4 najlepsze drużyny Euro 2012. W ćwierćfinałach znowu nie mieliśmy żadnego nieoczekiwanego rozstrzygnięcia. Myślałem, że Francję stać na pokonanie mistrzów Świata i Europy. Nic z tego. 

 źr.foto: Euro2012.tvp.pl

Jeżeli tak dalej pójdzie, to niemal na pewno w finale zobaczymy powtórkę sprzed czterech lat. Chociaż przypominając półfinały tegorocznej Ligii Mistrzów, faworyci zostali odprawieni z paragonem. Przed rozpoczęciem rywalizacji w tej fazie LM pisałem, że marzy mi się finał Chelsea – Bayern. Piłki klubowej do reprezentacyjnej porównywać się nie powinno, ale sytuacja jest po trochu analogiczna, dlatego teraz takżę deklaruję: chciałbym aby o złoto na ME zagrały Portugalia i Włochy.

W końcu swoją pozycję w historii futbolu może ugruntować Cristiano Ronaldo. Jeżeli jego Portugalia zostanie mistrzem Europy, a dodatkowo on sam zdobędzie koronę króla strzelców, zamknie usta wszystkim, którzy go krytykowali. Ze mną włącznie.

Można nie lubić Ronaldo za nadmierną pewność siebie, nonszalancję, pychę i zbytnią dbałość o wygląd na boisku. Ale nie można mu odmówić piłkarskich umiejętności i ciężkiej pracy jaką wkłada, żeby cały czas podnosić swoje kwalifikację. Z każdym meczem Portugalii na tym turnieju zyskiwałem coraz większą sympatię do niego i do całej portugalskiej drużyny w ogóle.

Ronaldo w końcu dojrzał piłkarsko do tego, żeby być liderem z krwi i kości. I co najważniejsze, gra lepiej z meczu na mecz, co może sugerować turniejowe przygotowanie do Ojro. W jego piłkarskim rozkwicie maczał palce Jose Mourinho. To kolejna kontrowersyjna postać, ale nie można nie zauważyć, że wszystko czego dotknie The Special One zamienia się w złoto. Może tym razem wyhodował przyszłego mistrza kontynentu?

Wracając do moich przewidywań, tylko Francja nie sprostała zadaniu. Zamiast nich w półfinale zagrają Hiszpanie i to oni wciąż są głównym kandydatem do zdobycia tytułu. Już w środę czeka ich bratobójcza walka z żołnierzami Paulo Bento. Niech wygra lepszy!

piątek, 22 czerwca 2012

U nas bez zmian

Miałem nie zajmować się sytuacją polskiej piłki do czasów zakończenia Euro, ale przeglądałem właśnie mój dawny blog i trafiłem na interesującą notkę. Aż sam się zastanawiam, czy mam takiego nosa do prognoz, czy Grzegorz Lato i nasz związek są tak przewidywalni? Odpowiedzcie sobie sami po przeczytaniu wpisu z 17 października 2009 roku! 

 źr. foto: wprzerwie.pl



Po blamażu w meczach z Czechami i Słowacją polska reprezentacja w piłkę nożną nie wystąpi na Mistrzostwach Świata w RPA. Wokół naszych piłkarzy, selekcjonera (tymczasowego) i działaczy zrobiło się takie zamieszanie, że już się w tym wszystkim pogubiłem. Dziennikarze krytykują PZPN, domagają się nazwiska trenera, który przygotuje nasz zespół do Euro, a pan prezes uspokaja: „mamy czas”. Czyli do końca roku Majewski zostaje na swojej niepewnej posadzie i po kolejnych porażkach dalej będzie zadowolony z fantastycznych statystyk naszego zespołu. Nie mówię oczywiście o bramkach, bo dla Doktora ważniejsze są celne strzały, liczba rzutów rożnych i procent posiadania piłki. Szkoda, że kibice nie podzielają jego optymizmu. Bojkot meczu naszej kadry był bardzo udany, spektakularny i efektowny, tylko co nam przyniósł? Wielkie idee, typu koniec PZPN prowadzą do koryta, gdzie silniejsi osobnicy ani myślą żeby podzielić się tym, co im się należy. Od czasu do czasu dobroduszni prezesi rzucą jakiś ochłap opinii publicznej, na który rzucimy się jak psy zerwane ze smyczy. Wtedy nic już nie może zmącić spokoju tym, którzy chłeptają z największej misy. Do czego to wszystko zmierza? Do tego, że nic się nie zmieni, kibice zostaną udobruchani poprzez mianowanie jakiegoś medialnego selekcjonera i będzie spokój na dwa lata. Dopiero po kolejnym blamażu na Euro, związek będzie krytykowany i trzeba będzie wymyślić kolejny pomysł jak wyjść z niewygodnej sytuacji.


Z tym medialnym selekcjonerem nie do końca trafiłem, ale w zamierzeniu miał być to ulubieniec fanów i był, przynajmniej na początku. Dwa i pół roku  spokoju PZPN? Gdyby nie wpadki prezesa to media linczowałyby tylko i wyłącznie Smudę.  Z tym blamażem na Euro też leciutko (naprawdę niewiele) przesadziłem, tylko że Grzegorz Lato nawet nie przypuszczał, iż nie wyjdziemy z tak łatwej grupy i podjął ryzyko mówiąc przed turniejem: jak nie awansujemy to odejdę! Pewnie do tej pory prezes PZPN nadgryza sobie język i kombinuje jak zrobić, aby zostać na stanowisku. Nawet trzy wiosny temu można było to przewidzieć...

czwartek, 21 czerwca 2012

Francja mistrzem Europy?

Dzisiaj rozpoczyna się druga runda polsko-ukraińskich Mistrzostw Europy. Jestem bardzo ciekawy czy doczekamy się niespodzianek naprawdę dużego kalibru.

Bo jak dotąd tych niespodzianek było niewiele. Jako sprawców największej sensacji wymienia się reprezentację Holandii, która nie zdobyła nawet punktu. Chociaż jakby z tej grupy nie wyszła Portugalia czy Niemcy, też zastanawiano by się jak to możliwe. Jak mawia Grzegorz Lato: „ktoś musiał”.

W grupie A największymi przegranymi są Rosjanie. To oni byli faworytami do wyjścia z pierwszego miejsca, a tymczasem zostali sprowadzeni na ziemię w meczu z Grecją. Ostatnie miejsce Polaków? To żadna niespodzianka. Przed każdym wielkim turniejem pompujemy ten słynny balon i zawsze pęka on z wielkim hukiem. Musimy po prostu pogodzić się z tym, że jesteśmy średniakami. Nie róbmy sobie przedwcześnie nadziei, to może w końcu coś nas miło zaskoczy. 

W grupie C i D końcowe tabele nie przyniosły nawet krzty zaskoczenia, więc na razie wszystko przebiega zgodnie z planem faworytów. Jak zatem będzie w dalszej fazie rozgrywek? Pokusiłem się o moją wizję dalszej rywalizacji aż do finału. Na ile ta wizja się sprawdzi? Przekonamy się 1. lipca.

Ćwierćfinały:

Czechy – Portugalia 1:2
Czesi będą heroicznie walczyć z Portugalią, ale ci wygrają geniuszem swoich piłkarzy. Na bokach brylować będą Nani i Ronaldo, a ten drugi zostanie bohaterem strzelając obydwie bramki. Czechom honor uratuje Vaclav Pilar.

Niemcy – Grecja 2:0
Niemcy nie będą mieli problemów z Grekami. Taktyka Fernando Santosa była skuteczna na człapiących Rosjan, ale do pokonania niemieckiej maszyny potrzeba czegoś więcej. To będzie karciana wojna obydwu trenerów, z tym że wszystkie asy w swojej talii będzie miał Joachim Loew.  Strzelcy bramek? Patriotycznie Podolski i Klose!

Hiszpania – Francja 1:2
Chciałbym żeby Francja sprawiła niespodziankę i może to uczynić. Bawiąc się w typ tej konfrontacji postawię na Tricolores, którzy po świetnym meczu i dogrywce wyeliminują zakochanych w sobie Hiszpanów. Dla Espanii strzeli Iniesta, natomiast Kogutom radość dadzą Ribery i Benzema (w końcu!).

Anglia – Włochy 0:0 (karne 2-3)
Będę ściskał kciuki za Anglię, ale boję się, że Włosi sobie z nią poradzą. W moich przewidywaniach stawiam na pierwszy bezbramkowy remis na tych mistrzostwach i wygraną Italii po karnych.

Półfinały:

Portugalia – Francja 2:3
Emocjonujący mecz z wieloma golami da zwycięstwo Trójkolorowym. Ronaldo po meczu nie będzie mógł uwierzyć w porażkę, gdyż da z siebie wszystko, strzelając gola i zaliczając asystę przy golu Naniego. Dla Francji dwa razy trafi Benzema i raz Nasri.

Niemcy – Włochy 2:1
To byłby (albo będzie) wielki rewanż za półfinał Weltmeisterschawft 2006. Wtedy Włosi za sprawą Alexa Del Pierro skarcili gospodarzy w dogrywce i zmusili ich do bicia się o brąz. Tym razem sytuacja się odwróci. Bramki zdobędą Cassano oraz Podolski i Schweinsteiger.

Finał:

Francja – Niemcy 2:1
To nie będzie porywające widowisko, ale Francja dopnie swego. Klątwa przegranych w najważniejszych meczach wciąż będzie ciążyć na podopiecznych Joachima Loewa, którzy z wielkim żalem przełkną porażkę w finałowym starciu. Gole Cabaye’a i Meneza oraz Gomeza.

Gdyby tak potoczyły się wydarzenia królem strzelców zostałby Cristiano Ronaldo z 5 golami na koncie. Ile w tych domniemaniach jest ogromnych pomyłek, a ile udanych strzałów okaże się za kilkanaście dni. Tak naprawdę jestem pewien tylko jednego- emocji będzie co nie miara.

wtorek, 19 czerwca 2012

Mistrzostwa bez goli? Nie u nas!

Na podsumowanie fazy grupowej Euro 2012 przyjdzie czas jutro. Do dodania postu skusiło mnie coś zupełnie innego. Ostatnio ekscytowałem się, że na naszym Ojro nie padł jeszcze żaden bezbramkowy remis. Postanowiłem sprawdzić jak było w przeszłości w rywalizacjach grupowych na Mistrzostwach Europy i sprawdziły się moje oczekiwania.

Przypomnę, że rozgrywki o Puchar Henri’ego Delanuay’a pierwszy raz odbyły się w 1960 roku, jednak wtedy finały ME zaczynały się od razu od półfinałów. Grupy wprowadzono dopiero w 1980 we Włoszech. Od tego czasu w turniejach brało udział 8 drużyn, podzielonych na dwie grupy. Taka sytuacja miała miejsce do 1996. Euro w Anglii odbyło się już z udziałem szesnastu reprezentacji i taki stan rzeczy ma się po dziś dzień, czyli po nasze ukraińsko-polskie (bo czemu odwrotnie?) mistrzostwa.

Zabierając się za grzebanie w statystykach przyświecało mi jedno przeświadczenie – o ile pamiętałem, zawsze w grupach były mecze bez rozstrzygnięcia i bez bramek. Kiedy przejrzałem całość, okazało się, iż pomyliłem się nieznacznie. Tylko w 1988 w dwunastu bataliach (dwie grupy) zawodnicy zawsze znajdowali drogę do bramki. Wtedy grano  jednak o połowę mniej spotkań, więc i prawdopodobieństwo, że kibice goli nie zobaczą było mniejsze.

W sumie od 1980 w grupach ME rozegrano 166 spotkań (z dzisiejszymi meczami Francja-Szwecja i Ukraina-Anglia będzie ich 168), z których 15 kończyło się remisami bez goli. Czyli w sumie i tak niewiele.

Mimo wszystko, jeżeli w ostatniej kolejce Grupy D na Ukrainie padną gole, nasz turniej przejdzie do historii, jako pierwszy z udziałem 16 drużyn, w którym nie było nudnych patów! Może to nie jest najważniejsza statystyka, ale stoi w opozycji do malkontentów, którzy nawet przed dekadą zwiastowali śmierć futbolu!

Reasumując, posłużę się cytatem. Podobał mi się fragment wpisu na blogu Jana Tomaszewskiego. Między wierszami bezustannej krytyki, były golkiper reprezentacji Polski potrafi przemycić czasami bardzo ciekawe spostrzeżenia:

„ (…)mistrzostwa przebiegają wzorowo. Nie pamiętam, kiedy ostatnio oglądałem turniej, który miałby takie rozpoczęcie. Tutaj są bramki, akcje, zero jakiegokolwiek kalkulowania. Wieta, rozumieta, piłkarskie szachy - tego nie ma! Są natomiast niespodzianki, jak ta w meczu Danii z Holandią.”

Nic tylko się pod tymi słowami podpisać. Amen.


 ******************************

 Bezbramkowe remisy w fazach grupowych finałów Mistrzostw Europy:
2008
Grupa C Rumunia - Francja
2004
Grupa B Szwajcaria – Chorwacja
Grupa C Dania – Włochy
Grupa D Łotwa - Niemcy
2000
Grupa B Szwecja – Turcja
Grupa C Słowenia – Norwegia
1996
Grupa A Holandia – Szkocja
Grupa C Włochy – Niemcy
Przed 1996 w finałach występowało tylko 8 drużyn (dwie grupy)
1992
Grupa A Dania – Anglia, Francja – Anglia
Grupa B Holandia – Wspólnota Niepodległych Państw
1984
Grupa B RFN – Portugalia
1980
Grupa A Grecja – RFN
Grupa B Hiszpania Włochy, Włochy – Belgia

niedziela, 17 czerwca 2012

W końcu pękło




Wielkie nadzieje prysły jak bańka mydlana po sobotnim wieczorze. Wcześniej oczekiwania zostały rozdmuchane do niewiarygodnych rozmiarów. Absolutnie wszyscy wierzyli w naszą reprezentację, a tematem przewodnim w każdej telewizji, serwisie informacyjnym, prognozie pogody, a nawet w programach o rybołówstwie był mecz Polski z Czechami.

Mi również udzielił się ten nastrój, ale powody ku temu, żeby być optymistą były spore. Z Rosją graliśmy jak równy z równym, a Greków zdominowaliśmy w pierwszych 45 minutach. Mówiono,  że jeśli zagramy tak jak w pierwszej połowie z Grekami i drugiej z Rosją to powieziemy tych biednych Czechów z 4:0. Tylko, że Smudowcy zagrali godnie przez 20 pierwszych minut. Później zespół przypominał ten z drugiej odsłony meczu inauguracyjnego.

Na żywo oglądałem dwa mecze równolegle. Robiłem relację LIVE z konfrontacji Rosji z Grecją, więc teoretycznie to spotkanie powinno mnie bardziej absorbować. Po dobrym początku Greków byłem tylko ciekawy, kiedy w końcu Sborna się przebudzi. Drugim okiem patrzyłem na naszych Orłów i widziałem jak Polański i Lewandowski marnują doskonałe sytuacje. W jednym i drugim przypadku byłem przekonany, że my i nasi przyjaciele ze wschodu bratersko awansujemy do ćwierćfinału.

Później niestety przecierałem oczy ze zdumienia widząc co się dzieje w obydwu bataliach. Grecy grali tak jak w 2004 roku, a Polacy zaczęli miotać się jak w meczach otwarcia na każdym dużym turnieju XXI wieku. Konkluzja może niezbyt odkrywcza, ale jakże kłująca w oczy.

My to my. Wciąż jesteśmy w drugiej (a nawet trzeciej) lidze w Europie, więc postronni obserwatorzy nie powinni się dziwić, że zajęliśmy ostatnie miejsce w słabiutkiej grupie. A co mają powiedzieć Rosjanie? Oni byli faworytem nr adin do awansu! Tylko, że Dick Advocaat wyraźnie nie trafił z przygotowaniem do OJRO. Gdyby turniej zaczął się tydzień wcześniej, Sborna z pewnością awansowała by do ćwierćfinału. To właśnie kilka dni przed rozpoczęciem mistrzostw Rusowie dali lekcję futbolu Włochom, a na inaugurację sprawili tęgie lanie zagubionym Czechom. W meczu z Polską, a już szczególnie z Grecją wyraźnie brakowało im sił.

Tak Czesi w meczu z nami, jak Grecy z Rosją pokazali o co w tej grze właściwie chodzi. Jak mawiał klasyk nie wygrywa lepszy, tylko ten kto strzeli jedną bramkę więcej. Przecież to takie proste!

Ale tym się charakteryzują turnieje. Czesi tak naprawdę niczym nie zachwycili, a wyszli z pierwszego miejsca w grupie. Kolosalną sensacją będzie, jak kopiące się po czołach reprezentacje Czech i Grecji awansują do półfinału. Chociaż kto by przypuszczał, że w ogóle tam awansują? Teraz wszystko jest możliwe.

Media już rozliczają reprezentację Polski z tego turnieju. Niemal pewne jest, że Franz nie będzie już piastował roli selekcjonera, chociaż Grzegorz Lato nie widzi nikogo innego, aby pociągnął ten wózek. Kibice są jednak innego zdania: wylecieć powinien jeden i drugi.

Nie nadszedł jeszcze czas ogólnego rozrachunku. Turniej trwa dalej, cieszmy się nim, mimo że nie zobaczymy już biało-czerwonych. Na razie mistrzostwa stoją na bardzo wysokim poziomie, o czym świadczy fakt, że nie widzieliśmy jeszcze żadnego bezbramkowego remisu. I oby tak do finału!

źr. foto: dziennik.com

wtorek, 12 czerwca 2012

Widzieliśmy wszystko, lecz wiemy niewiele


Wszystkie drużyny zaprezentowały się już na Mistrzostwach Europy. Dzisiaj rusza druga kolejka, w której z pewnością będziemy świadkami pierwszych awansów do ćwierćfinału.
W grupie C i D zobaczyliśmy dwa mecze potentatów, czyli Hiszpania – Włochy i Anglia – Francja, jednak więcej goli i emocji było w konfrontacjach niżej notowanych drużyn.

Hiszpanie narzekają na niezroszoną trawę w Gdański, ale przecież Italia miała identyczne warunki do gry.  Piłkarze z Półwyspu Iberyjskiego są jak rozpieszczone dzieci, potrafią się bawić tylko według swoich reguł. Włosi nie pozwolili im na zbyt wiele na „suchej” murawie i zasłużenie zremisowali. Podobnie było w przypadku Anglików, którzy idealnie rozbijali ataki Francuzów. Dobrze ustawiona strefa spowodowała, że Trójkolorowi dochodzili zazwyczaj do strzałów z dystansu (aż 19 piłek kierowanych w stronę bramki przez podopiecznych Blanca w ciągu 90 minut!) i tylko jeden z nich był skuteczny. Te mecze rozczarowały oczekiwania kibiców. Inaczej było w przypadku dwóch pozostałych batalii. 

Niemalże patetyczne uczucia towarzyszyły w spotkaniu Ukraińców ze Szwedami. Andrij Szewczenko kończy karierę i jeżeli jego Sborna wyjdzie z grupy, ten wynik będzie wspaniałą laurką wieńczącą przygodę ukraińskiej legendy z piłką. Delikatnie przypomina to sytuację z Mundialu w 2006, kiedy Zinedine Zidane poprowadził Trójkolorowych do wicemistrzostwa świata. Dla boskiego Zizou finał tego turnieju był ostatnim profesjonalnym meczem w karierze.

Chorwacja z kolei bez problemu poradziła sobie z Irlandią i wydaje się, że ekipa Eire będzie mieć spore problemy z ugraniem choćby sztycha na Ojro.  Wątpię również żeby Chorwaci wyszli z grupy kosztem Włochów lub Hiszpanów. Chociaż, kto wie? Pożyjemy zobaczymy.

niedziela, 10 czerwca 2012

(Nie)dosyt

Za nami mecze grup A i B na długo oczekiwanych Mistrzostwach Europy w Polsce i na Ukrainie. Patrząc obiektywnie była jedna niespodzianka – Duńczycy nieoczekiwanie zwyciężyli Holendrów.
O meczu otwarcia napisano już praktycznie wszystko. Najwięcej dywagacji było na temat Wojtka Szczęsnego, czy słusznie faulował greckiego napastnika. W ostateczności dał szansę wykazania się Tytoniowi, który został okrzyknięty bohaterem, więc wyszło na jego. Najlepszym zawodnikiem meczu został Robi Lewandowski, strzelec bramki dla biało-czerwonych. W moim odczuciu jednak najaktywniejszym piłkarzem był Łukasz Piszczek. Przestępca, skazany prawomocnym wyrokiem sądu za korupcję (przypominam słowa pewnego posła PiS), chodził jak wahadełko po prawej stronie boiska. Były gracz Zagłębia imponował mi w tym meczu szczególnie i w nim upatruję dużą nadzieję w batalii z Rosjanami.
 Nie rozpamiętujmy już drugiej połowy meczu z reprezentacją Hellady i skupmy się na Sbornej. A ta w konfrontacji z Czechami pokazała, że w piłkę grać potrafi. Nasi południowi sąsiedzi mimo wszystko prezentowali ładny futbol, ale rosyjskie żądła były skuteczniejsze. Poza tym Czechom w ogóle nie pomógł bramkarz Chelsea. Petr Cech miał szansę wybronić przynajmniej dwa strzały, które ostatecznie znalazły się w siatce jego bramki. Oby Przemek Tytoń był lepiej dysponowany niż gwiazdor Bramborów.
W grupie śmierci natomiast przynajmniej jeden wynik był nie lada niespodzianką. Eksperci zachwycają się teraz żelazną, konsekwentną obroną Duńczyków, ale zapomnieli chyba, że Oranje stworzyli sobie przynajmniej trzy stuprocentowe sytuacje. Gdyby van Persie, Robben i Huntelaar zachowali zimną krew Skandynawowie nie ugraliby nawet punktu. Nie zmienia to faktu, iż świta Mortena Olsena wydanie zbliżyła się do ćwierćfinału, wszak z Portugalią wygrała już w eliminacjach, a z Niemcami też nie stoi na straconej pozycji.
Podobał mi się mecz właśnie tych zespołów. Mimo że długo w powietrzu wisiał bezbramkowy remis, w końcu obudził się ociężały niedźwiedź – Mario Gomez, który wykończył dośrodkowanie Khediry. Sprawiedliwszym wynikiem byłby z pewnością remis, a bramka dla bekonowych powinna paść pod koniec pierwszej połowy, kiedy idealnym strzałem popisał się słynny rzeźnik-wędliniarz Pepe. Piłka po jego strzale zagrała w cymbergaja między poprzeczką a linią bramkową i wypadła w boisko. Szkoda, bo taki gol byłby nieczęstej urody.
Co do samych bramek najbardziej podobało mi się finezyjne uderzenie Romana Szyrokowa. Zawodnik Zenitu Sankt Petersburg idealną podcinką nie dał szans Cechowi. W tej sytuacji bramkarz Chelsea nie miał nic do powiedzenia. Maestria strzału sama w sobie. Dzisiaj kolejne mecze, kolejne emocje i, mam nadzieję, kolejne wspaniałe gole.