Wielkie nadzieje prysły jak bańka mydlana po sobotnim
wieczorze. Wcześniej oczekiwania zostały rozdmuchane do niewiarygodnych rozmiarów.
Absolutnie wszyscy wierzyli w naszą reprezentację, a tematem przewodnim w
każdej telewizji, serwisie informacyjnym, prognozie pogody, a nawet w
programach o rybołówstwie był mecz Polski z Czechami.
Mi również udzielił się ten nastrój, ale powody ku temu,
żeby być optymistą były spore. Z Rosją graliśmy jak równy z równym, a Greków
zdominowaliśmy w pierwszych 45 minutach. Mówiono,
że jeśli zagramy tak jak w pierwszej połowie z Grekami i drugiej z Rosją
to powieziemy tych biednych Czechów z 4:0. Tylko, że Smudowcy zagrali godnie
przez 20 pierwszych minut. Później zespół przypominał ten z drugiej odsłony
meczu inauguracyjnego.
Na żywo oglądałem dwa mecze równolegle. Robiłem relację
LIVE z konfrontacji Rosji z Grecją, więc teoretycznie to spotkanie powinno mnie
bardziej absorbować. Po dobrym początku Greków byłem tylko ciekawy, kiedy w
końcu Sborna się przebudzi. Drugim okiem patrzyłem na naszych Orłów i widziałem
jak Polański i Lewandowski marnują doskonałe sytuacje. W jednym i drugim
przypadku byłem przekonany, że my i nasi przyjaciele ze wschodu bratersko
awansujemy do ćwierćfinału.
Później niestety przecierałem oczy ze zdumienia widząc co
się dzieje w obydwu bataliach. Grecy grali tak jak w 2004 roku, a Polacy
zaczęli miotać się jak w meczach otwarcia na każdym dużym turnieju XXI wieku.
Konkluzja może niezbyt odkrywcza, ale jakże kłująca w oczy.
My to my. Wciąż jesteśmy w drugiej (a nawet trzeciej) lidze
w Europie, więc postronni obserwatorzy nie powinni się dziwić, że zajęliśmy
ostatnie miejsce w słabiutkiej grupie. A
co mają powiedzieć Rosjanie? Oni byli faworytem nr adin do awansu! Tylko,
że Dick Advocaat wyraźnie nie trafił z przygotowaniem do OJRO. Gdyby
turniej zaczął się tydzień wcześniej, Sborna z pewnością awansowała by do
ćwierćfinału. To właśnie kilka dni przed rozpoczęciem mistrzostw Rusowie dali lekcję futbolu
Włochom, a na inaugurację sprawili tęgie lanie zagubionym Czechom. W
meczu z Polską, a już szczególnie z Grecją wyraźnie brakowało im sił.
Tak
Czesi w meczu z nami, jak Grecy z Rosją pokazali o co w tej grze właściwie chodzi. Jak
mawiał klasyk nie wygrywa lepszy, tylko ten kto strzeli jedną bramkę więcej.
Przecież to takie proste!
Ale tym się charakteryzują turnieje. Czesi tak naprawdę
niczym nie zachwycili, a wyszli z pierwszego miejsca w grupie. Kolosalną
sensacją będzie, jak kopiące się po czołach reprezentacje Czech i Grecji awansują
do półfinału. Chociaż kto by przypuszczał, że w ogóle tam awansują? Teraz
wszystko jest możliwe.
Media już rozliczają reprezentację Polski z tego turnieju.
Niemal pewne jest, że Franz nie będzie już piastował roli selekcjonera, chociaż
Grzegorz Lato nie widzi nikogo innego, aby pociągnął ten wózek. Kibice są
jednak innego zdania: wylecieć powinien jeden i drugi.
Nie nadszedł jeszcze czas ogólnego rozrachunku. Turniej
trwa dalej, cieszmy się nim, mimo że nie zobaczymy już biało-czerwonych. Na
razie mistrzostwa stoją na bardzo wysokim poziomie, o czym świadczy fakt, że
nie widzieliśmy jeszcze żadnego bezbramkowego remisu. I oby tak do finału!
źr. foto: dziennik.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz